PODWÓJNY OBLOT
Na oblot udało nam się skrzyknąć dość liczne grono lecz niestety już w drodze na lotnisko zaczął padać deszcz. Nie wiem jak długo czekał na swój oblot Karol, ale ja czekałem na tyle długo, że nie mógłbym dać się wypędzić z lotniska byle deszczykowi:
Oblatywane tego dnia modele widać na zdjęciu poniżej:
Po lewej: laminatowy Eurofighter (producent nieznany) z 12-łopatowym napędem FMS EDF-70 2750kV zasilany pakietem 4s oraz po prawej: TAFT Cobra EDF-90 z 12-łopatowym, metalowym wirnikiem wyjętym z turbiny Taiwan Tornado i pracującym w tunelu drukowanym na drukarce 3D, napędzanym silnikiem Typhoon HET-700-68-1125. Zasilanie 12s.
Na pierwszy ogień poszła Cobra. Model zdążył w międzyczasie trochę zmoknąć, ale co tam parę kropli wody dla suszarki zamocowanej w "styropianowej obudowie":
W/g zapewnień poprzedniego właściciela model miał latać genialnie więc samym lotem nie stresowałem się za bardzo. Inną kwestią był start - z moim zasilaniem model ważył 4.2kg i pomimo dużej mocy trochę się obawiałem. Natura napędów EDF jest taka, że przy starcie powietrze z napędu nie "owiewa" powierzchni sterowych, a jedynie przelatuje przez środek kadłuba - także efektywność sterów przy prawie zerowej prędkości jest bardzo mała. W przypadku Cobry dodatkowo start utrudnia wyrzucającemu z jednej strony masa modelu, z drugiej jego duża siła ciągu (tutaj szacowana na ok. 5.5kg), także wcale nie najłatwiej znaleźć chętnego do przeprowadzenia tej czynności. Tym razem zgłosił się Karol (a raczej nie uciekł w trakcie łapanki) i pierwszy start poszedł w miarę gładko.
W pierwszym locie model dość mocno zadzierał i musiałem go solidnie trymować trymerem wysokości. Poza tym latał bardzo przewidywalnie, bez tendencji do zwalania się na skrzydło i wpadania w korkociąg. Pierwszy lot był zresztą spokojny - prawie nie tknąłem dorobionego przeze mnie steru kierunku, nie wykonywałem ciasnych zwrotów na dużej szybkości, nie próbowałem żadnych akrobacji (może jakąś beczkę?). Po prostu wytrymowałem model i zapoznałem się z jego szybkością, sylwetką w locie, reakcją na stery. Lądowałem też asekuracyjnie, bez kombinowania. Na pewno wrażenie zrobiły na mnie dźwięk, zbliżony miejscami do odgłosu prawdziwej, naftowej turbiny oraz szybkość - zwykle latam modelami akrobacyjnymi wolno i nisko. Tutaj pewne wyzwanie stanowiło wrażenie jak szybko model znika z pola widzenia. Poniżej nagranie z tego lotu:
Jako drugi w niebo wzbił się Eurofighter Karola. Model już wcześniej latał na naszym lotnisku - w rękach poprzedniego właściciel - Daniela. Zasilany dwoma archaicznymi turbinkami latał wtedy "na rzęsach". Karol przeszczepił do modelu serce z Hawk Huntera dostępnego w Hobby King (parametry powyżej). Napęd podobnie jak w wypadku Cobry ma stosunek ciągu do masy lepszy niż 1:1. Do tego jest przyjemnie cichy - nie słychać typowego dla tańszych napędów EDF "wycia" - no ale w końcu to już konkretne 12 łopatek!
Tym razem ja podjąłem ryzyko wyrzucenia modelu - jak widać na filmie nie popisałem się tym rzutem, ale szczęśliwie Karol opanował sytuację. Eurofighter latał przewidywalnie, szybko i stosunkowo cicho. Karol dał sobie z nim dobrze radę:
POJEDYNCZA KRAKSA
Kolejny tego dnia lot miała zaliczyć Cobra. I zaliczyła, ale niestety bardzo krótki. Po pierwszym locie wyzerowałem trymer steru wysokości i przesunąłem pakiety do przodu. Chyba było te jednak zbyt dużo do przodu, bo model po niezłym wyrzucie natychmiast przeszedł do nurkowania. Mogłem spokojnie wylądować, ale chwila zawahania doprowadziła do małej katastrofy:
Model naprawiany na oko już kilkukrotnie po wcześniejszych przejściach, dość mocno ucierpiał w przedniej części kadłuba. Mogło być jednak znacznie gorzej. Najważniejsze, że wypadek przetrwał tunel EDF - ta cześć wydrukowana w 3D zdecydowanie nie lubi dużych przeciążeń. Jeśli poddałby się tunel wraz z nim straciłbym również wirnik. Tak wyglądał model po kraksie:
I tak zakończył się oblot. Początkowy sukces i porażka w drugim locie - niby nic wielkiego, ale loty zakończyły się jednak rozczarowaniem. Dziękuję zgromadzonym kolegom za pomoc i asystę, a Karolowi gratuluję udanego oblotu!
MAŁY BONUS
W dwa dni po kraksie Cobra była już gotowa do lotu. Trochę kleju CA, trochę gimnastyki i model wrócił do swoich dawnych kształtów (jak również podobnego jak wcześniej braku estetyki). Żałowałem tylko, że nie pamiętałem, czy włączyłem w pierwszych lotach żyroskop (raczej nie). Dodatkowo model miał zamontowaną telemetrię prędkości (rurka Pitota), która w czasie lotów "gadała", ale... zapomniałem włączyć w radiu logowania tego parametru.
Tym razem na loty wybraliśmy się z Michałem, była to część całodniowego, intensywnego spotkania. Na atrakcję pt. "Cobra" wpadł na chwilę Daniel i zupełnie bez stresu (jak to Daniel) zgodził się wyrzucić model do lotu. Stres miał jednak nadejść wkrótce, co widać na filmie:
Tego dnia zrobiłem Cobrą dwa loty. Pierwszy widać powyżej - był jeszcze spokojny i "pod filmowanie", aby cokolwiek nagrać. W drugim, który zaczął się tym razem od idealnego wyrzutu, poszalałem już trochę bardziej - zakręty i beczki podpierane sterem kierunku, pętle, ciasne zwroty i nawet coś podobnego do lotu nożowego i... zawisu... Z tych lotów nie ma już nagrania, był to czas robienia zdjęć:
Cobra to naprawdę fajny model - lata bardzo dobrze mimo dużej wagi, jest zwinna (czego na powyższych filmach tak nie widać, odważyłem się dopiero bez kamery) i szybka - zmierzona najwyższa wartość to 184km/h. Trzeba dodać, że nie próbowałem bić rekordów prędkości - nie było nurkowań z dużej wysokości przechodzących do lotów poziomych na pełnym gazie. Ot, takie zwyczajne latanie w miarę przyzwyczajania się do modelu. Poprzedni właściciel deklarował prędkości bliskie 300km/h. Może kiedyś zbliżę się do tej granicy, teraz jest czas na poznawanie się i... opracowanie bezpiecznej metody startu...